Boga kraju, i koniec na tym.
- To nie jest takie proste. - Joannę z trudem wstrzymywała łzy. - Musi być proste. Albo nie będzie dzieciaka. - Wstał, jeszcze bardziej czerwony, i spojrzał na nią twardo. - Ty tego chciałaś, więc ty masz znaleźć sposób. - Szedł do kuchni, ale w połowie drogi jeszcze się obejrzał. - Poszukaj w Internecie. Znajdź kogoś, kto zrozumie, czego chcemy. Powiedz... - zawahał się lekko. - Powiedz, jeśli chcesz, że jesteśmy gotowi zapłacić. - Zapłacić? - zdumiała się Joannę. - Za dziecko? To makabra! - Jeśli podziała, to nie żadna makabra. - Nie mamy tyle pieniędzy. - Joannę nie wierzyła własnym uszom. - Dowiedz się, ile to kosztuje. - Tony otwierał już drzwi. - Jeśli nie za dużo, to zapłacę. Nie jestem nędzarzem, Jo. - Wiem, ale... - Dowiedz się, Joannę. Albo daj sobie spokój. Mało brakowało, a poddałaby się wtedy, ale nagle trafiła na stronę, która doprowadziła ją do „kogoś", kogo Tony tak beztrosko kazał jej wyszukać. Pewien „praktyk adopcyjny" utrzymywał, że ma legalne powiązania z agencjami na trzech kontynentach i specjalizuje się w pomocy małżeństwom odrzuconym przez system z racji wieku, klasy czy innych bezsensownych i często nieistotnych powodów. Za łatwe, pomyślała Joannę, starając się zbytnio nie podniecać, ale wstukała adres ze strony. Obiecała sobie solennie, że tylko umoczy stopy w tej wodzie. „Woda" okazała się ciepła, a objawiła się w postaci skandynawskiej lekarki, sympatycznej okularnicy w średnim wieku. Marie Jenssen powiedziała Joannę, że kieruje „naborem" do Wielkiej Brytanii z ramienia międzynarodowego sztabu ludzi i zależy jej tylko na tym, aby zadośćuczynić potrzebie ich serc, a zarazem ofiarować dziecku w potrzebie nowe życie. Doktor Jenssen nie urządzała żadnych długich przesłuchań, a wypełnianie formularzy ograniczyła do niezbędnego minimum. Wystarczyło jedno spotkanie w kawiarni hotelu w okolicach Russel Square, dwustronna umowa, no i kasa - suma tak zatrważająco wielka, że Joanne wciąż się obawiała, co jej mąż na to powie. Ale w końcu znaleziono im dziecko. Irina Camelia Karolyi. Pięciotygodniowa sierota z domu dziecka w Bukareszcie. Bez krewnych, bez perspektyw, bez nadziei na przyszłość. - Jaka śliczna! - westchnęła Joanne, wpatrując się w przysłaną przez doktor Jenssen fotografię malutkiej dziewczynki o wielkich czarnych oczach. Wyglądała tak, jakby naprawdę uśmiechała się ze swego