gdy zobaczył rodzine? A mo¿e zamierzał odwiedzic kogos
innego, kto tak¿e le¿y w tym skrzydle? Wydawał sie znajomy, ale Nick nie wiedział, gdzie go mógł spotkac. To zreszta bez znaczenia. Na pewno poniosła go wyobraznia. Znalazłszy sie na parterze, Nick minał główna recepcje i wyszedł na zewnatrz. W wieczornym powietrzu zaczynała gestniec mgła, czuł na twarzy dotyk miekkiej wilgoci. Spojrzał w góre, na piate pietro i odszukał wzrokiem pokój Marli. Cissy wcia¿ jeszcze siedziała w oknie, wygladajac na parking, pewnie ¿ałowała, ¿e sama nie mo¿e zwiac. Trudno jej sie 79 dziwic. Nick wsiadł do swojej furgonetki i spojrzał na zegarek. Miał jeszcze pare godzin. Pomyslał, ¿e powinien pojechac na miejsce wypadku, a potem obejrzec rozbitego mercedesa. Przekrecił kluczyk w stacyjce. Spogladajac przez ramie, dostrzegł na parkingu me¿czyzne biegnacego niepewnym krokiem we mgle, tego samego, z którym prawie zderzył sie przy windzie przed kilkoma minutami. Nick sledził go przez chwile, widział, jak wsiada do ciemnego jeepa. Zastanawiał sie, po co ten ktos wjechał na piate pietro szpitala tylko po to, ¿eby zaraz znowu zjechac na dół. - Sam szukasz kłopotów - powiedział sam do siebie - a chyba masz ich dosyc. Dwa dni pózniej Marla szykowała sie do opuszczenia szpitala. Doktor Robertson przeprowadził ju¿ wszelkie mo¿liwe badania. Wyniki były zadowalajace. Czekała ju¿ tylko na wypis, gdy drzwi jej pokoju otworzyły sie z cichym skrzypnieciem. - Pani Cahill? - Jakis me¿czyzna wetknał głowe w szpare. – Jestem detektyw Paterno. Z Departamentu Policji San Francisco. Marle przeszedł dreszcz. Policjant, ubrany w czarne spodnie i sportowa koszule, z marynarka przewieszona przez ramie, swobodnie wszedł do pokoju. Bedzie mi zadawał mnóstwo pytan, pomyslała Marla. Pytan, na które ona nie zna odpowiedzi. Jej umysł rozjasnił sie troche, ale urywki wspomnien z przeszłosci przypominały migotanie zapalniczki, w której konczy sie gaz - rozjasniały mrok zaledwie na ułamek sekundy i zaraz zgasły. Detektyw Paterno błysnał swoja odznaka, a Marli serce podeszło do gardła. 80 - Przykro mi, ¿e niepokoje pania w szpitalu - przeprosił Paterno. Gdy patrzył na nia głebokimi piwnymi oczyma, z wyrazem zatroskania na psiej twarzy, wydawał sie miłym facetem, ale Marla postanowiła miec sie na bacznosci. Nie mogła zapomniec słów córki - ¿e mo¿e zostac oskar¿ona o morderstwo, nieumyslne spowodowanie smierci czy Bóg wie co jeszcze. A policjanci celuja w wyciaganiu z ludzi tego, czego własnie nie powinni mówic... Bo¿e, skad u niej to nastawienie? Detektyw przygladał sie jej podejrzliwie