wystraszyc.
Cissy wzruszyła ramionami. - I naprawde mi przykro, ¿e byłam taka... nieobecna. Doktor Robertson przepisał mi inne leki i czuje sie ju¿ znacznie lepiej. - To super - bakneła Cissy. - Tak. Chce sie z toba wybrac na konie. 367 - Tak, ju¿ mówiłas. - I mówiłam powa¿nie. - Musi w jakis sposób porozumiec sie ze swoja córka. - W ten weekend. - Czy w ten weekend nie odbywa sie to wielkie przyjecie? - Przyjecie? - powtórzyła Marla, ale szybko przypomniało jej sie, o czym mówi Cissy. - Nie, to chyba nastepny weekend. Zapytam jeszcze babcie. - Myslałam, ¿e miałas zajac sie przygotowaniami - odparła Cissy przebiegle, jakby przyłapała matke na kłamstwie. Przepasc miedzy nimi była chyba znacznie wieksza, ni¿ Marli sie wydawało. Zaczeła sie zastanawiac, czy kiedykolwiek zdoła przerzucic nad nia most. - Owszem, tak. To znaczy, zajme sie tym, oczywiscie. Byłam chora i... sama wiesz... - Tak, mamo, wiem. - Cissy teatralnie przewróciła oczami, patrzac na matke tak, jakby sie zastanawiała, czy to mo¿liwe, ¿e jest spokrewniona z kims takim. - Zgoda, czemu nie? Ale musze ci przypomniec, ¿e smiertelnie boisz sie koni. - Wiec mo¿e sie zdziwisz - powiedziała Marla. W odpowiedzi Cissy westchneła cie¿ko, co miało zapewne oznaczac, ¿e nic, co zrobi jej matka, nie bedzie jej ju¿ w stanie zdziwic. - Posłuchaj, Cissy. Wiem, ¿e to trudna sytuacja. Bardzo trudna. Zwłaszcza dla ciebie. Chce, bys wiedziała, ¿e jesli tylko bede mogła ci jakos pomóc, zrobie to. - Akurat. - Mówie powa¿nie. - Marla westchneła i uniosła dłonie w góre. -Kocham cie, Cissy. - No, no, cos nowego — odparła dziewczyna ze złoscia, ale broda nagle jej zadr¿ała. - Zawsze cie kochałam. - Tak ci sie wydaje. Ale przecie¿ ty nic nie pamietasz. - Cissy pociagneła nosem i szybko sie odwróciła. - Zawsze interesowało cie wszystko, tylko nie ja. To znaczy, jasne, ¿e 368 kupowałas mi wszystko, wielkie rzeczy. Komu na tym zale¿y? - Ze złoscia kopneła le¿aca na podłodze płyte kompaktowa. - Cissy, ja... - Nigdy cie nie obchodziłam, mamo. Nigdy. Co innego James... - O Bo¿e - szepneła Marla, widzac w oczach córki autentyczny ból. - Tak mi przykro, jesli cie kiedykolwiek zraniłam. Naprawde nie chciałam, to znaczy... - Mówiła przez zacisniete gardło, z trudem usiłujac powstrzymac łzy. - Musisz mi uwierzyc. Kocham cie. Cissy patrzyła na nia szeroko otwartymi oczami. Wargi jej dr¿ały.