za nim.
- Ciężki dzień, co? - zagadnął saksofonista. - Na pewno ciężki - przyświadczył Barry. - Słyszałem, że dwaj wasi ludzie nie żyją, przykra historia. Po mieście musi szaleć jakiś psychol. Przecież to niemożliwe, żeby pozabijali się nawzajem w taki sposób, nie? Bobby spojrzał na niego niezbyt przychylnie. Nie lubił faceta. Był niepewny siebie, łaził za Dużym Jimem jak szczeniak i z całych sił starał się wkręcić do jakiejś grupy przyjaciół. Wyraźnie doskwierało mu, że jest sam i jeszcze nie znalazł swojego miejsca w życiu. - Z całą pewnością nie pozabijali się nawzajem - oświadczył. - Jak ty się w ogóle czujesz? - spytał Duży Jim. RS 273 - Jakoś się trzymam. Najchętniej skorzystałbym z ładnej pogody i poleżał sobie gdzieś na słońcu razem ze Stacey. Ale ona ostatnio jest bardzo zajęta. - Nagle rozjaśnił się. - Hej, przecież jestem zaledwie kilka kroków od Rezydencji Montresse, a siedzę tu z wami, zamiast lecieć i pobyć ze Stacey przynajmniej przez kilka minut. - Wstał i położył na stoliku trochę pieniędzy. - Chłopaki, stawiam wam piwo, może być? - Jasne - odparł z szerokim uśmiechem Duży Jim. - Dzięki. Bobby wyszedł na ulicę w dużo lepszym nastroju i skierował się w stronę domu Jessiki. Bourbon Street jak zwykle była pełna ludzi, policjant słyszał strzępki rozmów, a jego humor pogarszał się niemal z każdym krokiem, gdyż sporo osób z przejęciem rozmawiało o ostatnich tajemniczych wydarzeniach - o zaginionych zwłokach, o śmierci dwóch gliniarzy. I oczywiście o tym, że policja powinna wreszcie coś z tym zrobić, bo od tego przecież jest, wszyscy płacimy na nią podatki... Jęknął w duchu. Nagle wydało mu się, że ktoś za nim idzie. Chyba rzeczywiście musiał być diabelnie przemęczony. Oczywiście, że musiał ktoś za nim iść, w tłumie na Bourbon Street zawsze ktoś musiał za kimś iść, gdyż przy takiej liczbie ludzi było niemożliwe, by każdy kierował się w inną stronę. Kiedy zapukał do drzwi domu Jessiki, uchyliła się zasłona w oknie, Gareth wyjrzał podejrzliwie i dopiero wtedy otworzył. W tym momencie Bobby znowu wyczuł, że ma kogoś za plecami, lecz tym razem odwrócił się gwałtownie, gotów sięgnąć po pistolet. - Ach, to ty. Nie powinieneś tak chodzić za kimś, kto jest uzbrojony. - Po co przyszedłeś, Bobby? - spytał Gareth, stojąc w progu. RS 274 - Chciałem na chwilę zobaczyć się ze Stacey, to wszystko. Nie wiedziałem, że on pójdzie za mną. - Stacey jest zajęta. - Daj spokój, Gareth. Mam za sobą ciężki dzień, chciałem tylko się z nią przywitać. Wpuść mnie. Na minutę. - Dobrze, wejdź, ale zostań w holu. Pójdę ją zapytać, czy zejdzie do ciebie. Bobby przestąpił próg, po czym odwrócił się. - Hej, czemu w ogóle za mną poszedłeś? - Nie wiem. Przeczucie - odparł Duży Jim. - Ja tylko powiem Stacey „cześć" i pójdę sobie. Bobby jęknął. - No coraz lepiej! Twój cień też przylazł. Czy ja nie mogę spokojnie zobaczyć się z moją dziewczyną?